Od samego początku projekt jako elektryczny polski samochód Izera elektryzował opinię publiczną. Elektryczna Izera miała być symbolem nowoczesnej Polski – innowacyjnej, ekologicznej i niezależnej technologicznie. Jednak zamiast jeździć po polskich drogach, przez dziewięć lat projekt utknął na etapie koncepcji i prezentacji prototypów.
Dziś jednak temat wraca z nową energią. ElectroMobility Poland (EMP), czyli spółka odpowiedzialna za rozwój Izery ogłosiła, że złożyła wniosek o 4,5 miliarda złotych z Krajowego Planu Odbudowy. Celem ma być budowa fabryki samochodów elektrycznych w Jaworznie oraz ośrodka badawczo-rozwojowego. Czy to oznacza, że elektryczna Izera w końcu stanie się rzeczywistością?
9 lat nadziei i frustracji – historia (niedoszłej) Izery
Kiedy w 2020 roku światło dzienne ujrzały pierwsze prototypy Izery w wersji hatchback i SUV, to w polskiej branży motoryzacyjnej zawrzało. Projekt wyglądał solidnie, bo oparto go na platformie chińskiego Geely, a stylistycznie przypominał nowoczesne modele Skody czy Volkswagena. Obiecywano także rozpoczęcie produkcji w 2023 roku.

Jednak kolejne lata mijały, a realnych postępów brakowało. Z 244 milionów złotych wydanych do tej pory, większość poszła na koncepcje, technologie i prototypy które, jak dziś przyznaje prezes EMP Tomasz Kędzierski, są już bezużyteczne. Brak funduszy, brak wykonawców, zmiany polityczne i niestety wszystko to skutecznie blokowało rozwój projektu.
Nowa nadzieja to 4,5 mld zł z KPO i współpraca z Chinami
Przełom może przynieść wspomniany wniosek o środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Zgodnie z deklaracjami EMP, fundusze pozwolą rozpocząć budowę fabryki już w 2026 roku. Co ważne, tym razem projekt nie ma być jedynie montownią, lecz EMP stawia na transfer technologii i rozwój kompetencji w Polsce.
W tym kontekście kluczowe wydaje się otwarcie na współpracę z chińskimi producentami. – Chiny mają technologię, Polska ma lokalizację i rynek – mówi Kędzierski. Model joint venture może pozwolić na dostęp do nowoczesnych rozwiązań w zakresie baterii i platform pojazdów, jednocześnie dając Polsce udział w tworzeniu własnej marki motoryzacyjnej.
Polska marka Izera jako symbol narodowych ambicji?
Wielu komentatorów zadaje sobie pytanie: czy w ogóle warto kontynuować ten projekt? Czy nie lepiej zainwestować w przyciąganie zagranicznych producentów aut elektrycznych? Moim zdaniem oczywiście, że warto. Polska marka Izera, choć pełna trudności, wciąż ma ogromny potencjał.
Dla krajów takich jak Polska, które dotąd nie posiadały własnych marek motoryzacyjnych na globalnym poziomie, stworzenie auta „made in Poland” ma wymiar nie tylko gospodarczy, ale też symboliczny. Izera może stać się impulsem dla całego ekosystemu elektromobilności w naszym kraju, od edukacji, przez badania, po nowe miejsca pracy.
Elektryczna Izera – co dalej? Kluczowe będą najbliższe miesiące
Mimo entuzjazmu, warto zachować jednak ostrożny optymizm. Bez wypłaty środków z KPO projekt nadal istnieje tylko na papierze. I choć EMP twierdzi, że plan na najbliższe 10 lat zakłada produkcję, rozwój gamy modelowej i wejście na europejski rynek, to dopiero realne działania jak wbicie łopaty, podpisanie umów technologicznych, pokazanie finalnego modelu, będą prawdziwym testem wiarygodności.

Polski samochód Izera, czyli test narodowej dojrzałości
Projekt Izera to coś więcej niż tylko próba zbudowania samochodu elektrycznego. To test tego, czy Polska jest w stanie konsekwentnie realizować długoterminowe wizje mimo zmiennych warunków politycznych i gospodarczych. Czy potrafimy myśleć nie tylko w kategoriach bieżących zysków, ale również przyszłości całej branży?
Z motoryzacyjnego punktu widzenia jako pasjonat i obywatel wierzę, że elektryczna Izera może stać się motorem (dosłownie i w przenośni) krajowej innowacji. Ale droga do tego będzie długa, kosztowna i pełna zakrętów. Oby tylko tym razem ktoś trzymał kierownicy pewną ręką.
Źródło: SAMAR